Nazajutrz wyruszyliśmy razem z Akatsuki w drogę. Szliśmy około dwanaście godzin ze względu na moje obrażenia. Czułam się o wiele lepiej, lecz moje organy troszkę się przeforsowały.
-Zaprowadzę was od Tsunade- zaproponowałam Konan.
-Nie ma mowy- sprzeciwił mi się Sasuke- Pierwsze co zrobisz to pójdziesz do lekarza. Nie możesz tyle chodzić w takim stanie.
-Przecież to tylko mały kawałek.
-Sakura..powiedziałem Ci coś...
-Ale może z łaski swej mi nie rozkazuj!
-Jak mam Ci nie rozkazywać ja nie umiesz nawet o siebie porządnie zadbać! - spojrzał na mnie groźnie- Nie trać czasu..idź już...
Nigdy, ale to przenigdy w życiu nie pomyślałabym że Sasuke może się odezwać do mnie w ten sposób. Okropnie mnie to dotknęło, chociaż wiem że zrobił to z troski o mnie....
-Dobrze zrobiłeś-szepnął blondyn do Uchihy.
-Co ty gadasz Dei...nawrzeszczałem na nią.
-Ale przynajmniej pokazałeś jej w ten sposób że się o nią troszczysz i stawiasz ponad wszystko. Uwierz mi, wyjdzie Ci to na dobre.
-Obyś się nie mylił...
-Pain! -przywitała go sanninka, lekko ściskając mu dłoń- Wreszcie! Co tak długo wam zeszło? I dlaczego jest z wami Sasuke?
-Z tego co wiem to mieli misje. Sakura się podłożyła parę razy i była ranna więc wpadli do nas...i jakoś tak razem wróciliśmy.
-A gdzie ona jest?
-Wysłałem ją do szpitala-wtrącił Sasuke- Jednak misja....
-Została niewykonana- dokończyła za niego.
-Tak...
-Nie szkodzi, nawet dobrze się składa, bo nasi medycy znaleźli już odtrutki i lekarstwa na owe schorzenia.
-Ale jednak...
-Nie martw się o to... Misja zostanie zaliczona, w końcu możemy ratować ludzi.
-Hai.
-A teraz Sasuke..Oprowadź naszych gości po ich siedzibie, pokaż im pokoje. Tu masz klucz- wcisnęła mu do ręki coś dużego i złotego- Bawcie się dobrze!- dodała na koniec.
Grupa wyszła z gabinetu i udała się w miejsce zakwaterowania, a Tsunade poszła doglądać Sakurę.
-Neji! TenTen! Siła młodości! Trenujcie ciężej! Nie po to Gai-sensei rezerwował pole abyście się obijali!
-Lee...-sapała TenTen- Wyluzuj trochę... Ja i Neji już nie dajemy rady....
-Mów za siebie!- zaprotestował Hyuuga- Ja się nawet nie zmęczyłem!
Cicho jęknęła i usiadła pod pobliskim drzewem.
-Lee, dlaczego przestałeś ćwiczyć?
Chłopak nie odpowiadał więc podążyła za jego wzrokiem. Za siatką szedł Sasuke z Akatsuki, lecz z początku nie było tam niczego w co Lee mógłby się tak zapatrzeć...Jednak po chwili zza blond czupryny swojego kolegi wyłoniła się fioletowowłosa piekność. TenTen znała dziewczynę, była to Konan, jedyna Kobieta w tej organizacji..i wątpiła w to aby była wolna, trzymała Paina za rękę.
Neji nie został obojetny i też zareagował na dziwne zachowanie Lee.
-Co Ci jest?
-Zakochałem się...-wymamrotał.
-Co?! Ale że w kim?!-spytał zdziwiony.
-W Konan...-odpowiedziała za brewkę.
-Ta fioletowa? Przecież ona nie jest aż tak ładna.
-Mowisz tak bo ja tu teraz jestem.... ale tak naprawdę dużo mężczyzn się o nią ubiega. I chyba jest z Painem, trzymali się za ręce.
-Znasz tę anielską piękność?!- Lee szybko podbiegł i chwycił TenTen za dłonie- Prosze! Zapoznaj mnie z nią!
-Ona już ma kogoś! Jest z Painem!
-Nie szkodzi!Będę z nim walczył!
-Nie wygrasz z nim. Jest zbyt potężny. Odpuść sobie.
-Z twoją pomocą czy bez! Zdobędę ją!
Pośpiesznym krokiem uciekł z treningu i ruszył za grupą.
-Jak myślisz, co zrobi?-zaciekawił się Neji, obejmując mnie od tyłu.
-Nie wiem...oby się nie wpakował w kłopoty.
-Konan!-krzynął Lee- Musimy porozmawiać!
Wszyscy jednocześnie odwrócili się do chłopaka zaskoczeni jego nagłą prośbą skierowaną do członkini organizacji.
-Słucham?
-J-Ja...-nie mógł wydusić z siebie słów- Kocham Cię!
Zapanowała idealna cisza....tylko Sasuke zaczął się delikatnie śmiać.
-A Ty...!-zwrócił się do rudowłosego- Jeżeli mi jej nie oddasz....będę musiał Cię pokonać w walce! I wygram!
-Słuchaj! Przyjechałem tu w pokojowych zamiarach, nie będę nikogo bił.
-Czyli oddajesz mi ją bez walki?! Co z Ciebie za mężczyzna! W ogóle Ci na niej nie zależy!
-Nie wchodź na ten tor kolego! Lepiej odejdź!
-Nie! W imię miłości..pokonam Cię!
-Jeszcze jedno słowo i go rozszarpię....-powiedział do stojącego obok Sasoriego, tak jakby to on miał go przed tym powstrzymać.
-Tchórzysz?- sprowokował Lee.
To wystarczyło aby pobudzić Peina. Sasori nie zareagował w porę i nie zatrzymał chłopaka. Biegł na niego z rozwścieczoną miną. Jeszcze parę metrów i zmiótłby czarnowłosego z powierzchni ziemi, gdy pomiędzy nimi pojawiła się gruba ściana delikatnych małych karteczek.
-Konan.....-szpenął- Dlaczego? Załatwiłbym to....
-Po swojemu. Tak, wiem.-uśmiechała się-Pozwól że ja to załatwię, dobrze?
-Eh, niech już Ci będzie...-lekko się zarumienił.
-Nazywasz się Lee, tak?
-Hai...
-Wiesz Lee, polubiłam Cię już jak tylko Cię ujrzałam, lecz musisz zrozumieć że nie możemy być ze sobą... Przepraszam...
-Ale dlaczego...?-spytał smutny.
-Bo widzisz-położyła mu dłoń na policzek lecz szybko ją ściągnęła- wybrałam jego..-wskazała na Paina- Przepraszam jeżeli Cię tym zranię, lecz spróbuj to zrozumieć...
Wyraz twarzy Lee nagle się zmienił i już nie patrzył na Konan tym samym wzrokiem.
-Wiesz, naprawdę jesteś piękna...i do tego miła....Wiesz, jeżeli go kochasz, to czy nie mogłabyś po prostu zostać moją One-chan?-spytał nieśmiało.
-Jesteś naprawdę słodki jak się rumienisz- poczochrała go po włosach- jasne że zostanę twoją siostrzyczką. A teraz wybacz, muszę iść. Widzimy się innym razem.
-Do zobaczenia!-krzyknął i z powrotem pomknął na pole treningowe gdzie wszystko opowiedział dwójce przyjaciół.
-Słodki jak się rumieni powiadasz?- spytał oburzony Pain.
- Nie mów że się obraziłeś...
-Nie, ale jak jeszcze raz...
-Przestań się zachowywać jak pięcioletnie dziecko..-wtrącił Itachi.
-Odezwał się ten co na każdym kroku się zabawia z Deidarą!
-Ale to są dorosłe zabawy, a poza tym długo ze sobą jesteśmy, co nie Dei?-podniósł palcem jego podbródek ku górze, dzięki czemu blondyn się mocno zaczerwienił- Widzisz? Jestem ciekawy czy Konan też się tak przy tobie rumieni...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz