-Powiem Ci że nawet mocno oberwałaś. Będziesz miała siniaki i lekką opuchliznę, tak szybko to to nie zejdzie.
-Super, jestem na wydziale medycznym a nie umiem o siebie zadbać, żałosne.
-Bywa- przekręcił moją twarz aby zobaczyć lewy profil- Jesteś po prostu trochę kłopotliwa. Zawsze taka byłaś, od kiedy tylko pamiętam.
-Co ty możesz o mnie wiedzieć.
-Zupełnie nic. Ale po dzisiejszym dniu mogę to stwierdzić.
-Filozof się znalazł. Jestem Ci bardzo wdzięczna za pomoc ale muszę już iść. Narazie.
-Czekaj, nie skończyłem.
-Nie potrzebuje twojej pomocy, poradzę sobie.
-Wytłumacz mi jedno, dlaczego nie potrafisz przyjąć zwyczajnej pomocy od osoby trzeciej?
-Dlatego że przez cały czas musiałam sobie radzić sama, a tu nagle zjawił się taki jeden i miesza w moim życiu!.
-Ale przecież to ty mnie szukałaś , a nie ja Ciebie-zachichotał.
Właśnie wpadłam jak śliwka w kompot, nie pomyślałam że wysunie mi ten argument. Jednakże miał rację, to ja go tak zacięcie szukałam, myślałam że go kocham. Nie mówię że tak nie jest, ale nie jestem do końca pewna swoich uczuć. Pewnie miał wiele dziewczyn, a z resztą każda laska za nim szaleje. Patrzą się tylko na jego wygląd, a nie na jego charakter. Dla osób postronnych zwykle jest zimny jak lód, w stosunku do mnie też powinien taki być, a jednak coś mi się nie zgadza. Odkąd dowiedziałam się prawdy ciągle mi pomaga, nie wiem czy czuje się zobowiązany przez tamtą sytuację czy co.
-Sakura, wszystko ok?
-Y, tak, zamyśliłam się.
-Kurde, nie wiem jak zacząć...bo od jutra..
-Co takiego, wyduś to w końcu.
-Ja od jutro będę zupełnie innym człowiekiem. W naszym klanie istnieje taka jakby klątwa, że jak osiągasz pewien wiek stajesz się po prostu....że tak powiem wyrachowanym skurwielem. Nie wiem co ma na to wpływ. Po prostu wszystkich traktuje niżej od siebie i znęcam się nad ludźmi. Mój ojciec ma to samo.Nie wiem jak matka go znosi. Nie że ją bije czy coś...on po prostu lubi wszystko na ostro, a ona się na wszystko zgadza, bo go kocha. Nie chcę taki być, ale jutro wypada ten dzień kiedy...
Jeżeli mam być szczera, przez chwilę myślałam że się ze mnie nabija, ale po jego minie można było stwierdzić że to najczystsza prawda.
-Dlatego Cię proszę, trzymaj się ode mnie z daleka, bo wiem że jak Cię zobaczę, to siłą sobie ciebie przywłaszczę, a wtedy nie będzie Ci lekko... Będziesz przeze mnie wykorzystywana. A więc obiecaj mi że nie pokażesz mi się więcej na oczy.
-Ale, ja nie mogę.
-Co!? Zwariowałaś dziewczyno?! Zrobię Ci krzywdę!
-Nie interesuje mnie to, nie wiesz przez co przechodziłam, jakich ran się nabawiłam i ile przez nie wycierpiałam. Jestem silniejszym medic-ninja!
-Ja próbuje Cie tylko chronić!-ścisnął mój nadgarstek tak mocno, że prawie się popłakałam-A Ty jeżeli rozumiesz o co mi chodzi, to będziesz się trzymała ode mnie z dala!-zaciskał palce coraz bardziej.
W końcu nie wytrzymałam i mocno syknęłam z bólu. Otrząsnął się i popatrzył na moje obolałe dłonie.
-Jeżu, przepraszam, nie chciałem Sakura, naprawde... z resztą widzisz do czego teraz jestem zdolny a co może Ci się stać od jutra, bedzie jeszcze gorzej,wiem co mówię...
-Nie będę Cię unikać, będę normalnie żyć, a jak spróbujesz mi coś zrobić to Ci sie postawię i wiem że wygram. A teraz wybacz, muszę już iść. Jutro szkoła.
-Rozumiem, chcesz stawić czoło samemu diabłowi. Jednak ostrzegałem Cię. I jeszcze jedno, bedę pod dowódctwem Orochimaru, chyba wiesz kto to....
Przyznam, ta informacja mną wstrząsnęła, przecież on jest największym wrogiem Konohy.
-Żartujesz prawda?
-A czy tak wyglądam? Zrozum to moje przeznaczenie....niczego nie uniknę, więc trzymaj sie ode mnie z dala..
Nic nie odpowiedziałam, tylko wyszłam z rezydencji i skierowałam się w stronę własnego domu. Przez całą noc nie mogłam spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz